środa, 4 lutego 2009

Wspaniała historia i Grand Hotel

Ach, uroki dawnej świetności... Marmurowe schody, czerwone dywany, rzeźby niemal na każdym półpiętrze...

Wpadłem do Łodzi w celach rozrywkowych i na chwilę. Nie mogłem jednak obejść się bez noclegu i wbrew protestom mojej kieszeni, za to przyciągany przez rzesze sławnych gości, wybrałem Grand Hotel.

Początki były miłe. Obsługa na recepcji była szybka, kompetentna i znakomicie ułożona. Nie mówiąc o wrażeniach z hotelowego lobby, które prezentowało się dostojnie i obiecywało luksus w starym stylu. Zapowiedź tego przedłużały windy, choć nowoczesne, to jednak wciąż urządzone w starym stylu, podobnie jak klatka schodowa.

Pech lub szczęście sprawiło, że wylądowałem w niewyremontowanym jeszcze skrzydle hotelu. Podłoga skrzypiała uroczo (niektórzy byliby zachwyceni), ale później zrobiło się mniej przyjemnie.



Po pierwsze, zamówiłem łóżko typu King, a dostałem dwa zwykłe łóżka połączone w jedno. Ten zgrzyt został wytłumaczony przez recepcję dość wiarygodnie (ponoć łóżko się zepsuło), więc nie robiłem awantury. Bo i po co?

Jednakże styl pokoju (okej, to był tylko superior, a nie apartament) nijak nie miał się do stylu hotelu. Po przekroczeniu progu znalazłem się w pokoju jakich wiele w różnych Ibisach i tym podobnych. Od Grandu wymaga się jednak więcej, więc był to istotny minus.

Łazienka początkowo wprawiła mnie w zachwyt (toaletka z taborecikiem, każda kobieta będzie zachwycona taką przestrzenią do robienia makijażu), ale zachwyt ten zniknął po zajrzeniu do wanny, w której spod emalii przezierała rdza. Niemniej poziom czystości był zadowalający.

Przez wzgląd na charakter mojego pobytu, nie udało mi się sprawdzić działania hotelowego room service, ale fakt że jest dostępny działał na mnie kojąco. Podobnie jak dobre zaopatrzenie minibaru (i to w miarę rozsądnych cenach). Korciło mnie, co prawda, zamówienie śniadania do łóżka, ale że niecałe 30 metrów od hotelu znajduje się jedna z moich ulubionych łódzkich knajpek... sami rozumiecie.

Ostatecznie opuściłem Hotel Grand dość zadowolony. Jednakże największy wpływ miała na to obsługa, od recepcji poczynając, na housekeepingu kończąc. Bardzo podobała mi się zwłaszcza dbałość o prywatność gości i ich majątek. Znakomitym przykładem tego była sytuacja, w której zaskoczyłem w pokoju sprzątaczkę, która nie straciła rezonu i poprosiła mnie o okazanie klucza. Dzięki temu miała pewność, że w pokoju zostawia gościa, a nie złodzieja. Notabene dyrekcji hotelu należą się baty, za ubieranie sprzątaczek w fartuszki z tworzyw sztucznych. Wiem, że łatwo się je pierze, ale za to po godzinie pracy pracownik housekeepingu wyczuwalny jest na kilkanaście metrów.

Podsumowując, czekam na remont całości i na prawdopodobnego nowego właściciela (ponoć Likus ma przejąć łódzkiego Granda)

Ocena:
5/10 - od Granda, z jego historią i jego lokalizacją (od Łodzi Fabrycznej idzie się 10 minut!!) wymaga się po prostu więcej.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pisz, pisz! Ta branża w Polsce jest jedną z wyjątkowo rozbestwionych i zasadniczo łatwiej o tani i sensowny hotel w Paryżu niż w Warszawie (baaa... niż w większości polskich miast wojewódzkich).

gość hotelowy pisze...

To prawda.

Trzeba będzie zadbać o zbadanie hoteli na polskim wybrzeżu. Tam to jest zdzierstwo. Ale poziom się poprawia...

Pozdro

Anonimowy pisze...

świetny pomysł na bloga! życzę wytrwałości w pisaniu!

pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Plasticzane uniformy to nic dziwnego. Spotkalem sie z niepalnymi uniformami dla dziewczyn z housekeepingu. Jesli je czuc z daleka, to nie wina uniformu, niestety...
Moouha

Anonimowy pisze...

w Grandzie w ub roku okradziono szefostwo (CEO) jednej ze szwedzkich firm wizytujacego lokalny oddział. Laptop, zegarek zniknely z zamknietego pokoju podczas nieobecnosci goscia.

Related Posts with Thumbnails